Moje pierwsze obrazy przedstawiające tradycję kwietnych dywanów jakie posiadam, to te w moich dziecięcych wspomnieniach. To one jako pierwsze utrwaliły się u mnie już jako 8-9 letniego chłopca, który zabierany był przez swoich rodziców samochodem marki duży fiat, którym jeździliśmy „szurgać lupina” najczęściej na „pioski” do Ujazdu. Zabieraliśmy ze sobą duże zielone skrzynki, które w domu służyły do trzymania w nich zrywanych w lecie czereśni. Na kilka dni przed Bożym Ciałem to do nich wysypywaliśmy i przechowywaliśmy w piwnicy zrywaną łupinę oraz inne kwiaty polne czy ogrodowe. We wspomnieniach mam także nasz ogród, w którym większość swojego wolnego czasu spędzała mama, a który pełen był różnych kwitnących kwiatów w większości róż i piwonii. Je również trzeba było zerwać, bo w ogrodzie rosły właśnie ze względu na Boże Ciało. Nie mieszkaliśmy przy trasie procesji Bożego Ciała, ale mieszkali przy niej moi dziadkowie, ze strony mamy. Ich dom znajdywał się obok plebanii. Do ułożenia był około 20 metrowy odcinek.
Przez jeszcze kilkanaście lat pomagając krewnym przy budowie kwietnego chodnika, obserwowałem zwyczaj. W pamięci utrwalałem sytuacje związane z tradycją oraz sytuacje, które dostrzegałem jeszcze jako dziecko a następnie nastolatek jak mycie ulic w dzień przed Bożym Ciałem przez strażaków lokalnej jednostki OSP czy np. konflikty z Janem Wieczorkiem (niegdyś woźnica karawanu pogrzebowego), który końmi z bryczką jeździł po wsi i zbierał mleko. Musiał to robić również w ten dzień a niestety to wiązało się z przejeżdżaniem po kwietnych chodnikach. Niestety w tym czasie nie miałem własnego aparatu fotograficznego. Pierwszy udało mi się zakupić dopiero we wrześniu 2005 r., na który przeznaczyłem większą część swojego zarobku z wakacyjnego pobytu w pracy w Niemczech. Dopiero od 2006 roku mając już własny aparat miałem możliwość dokumentowania tego co działo się w naszej miejscowości oraz okolicach. Czułem, że to niezwykle ważne móc utrwalać nie tylko sam zwyczaj, czy wydarzenia, ale również ludzi w tym uczestniczących. Kiedy z biegiem lat zajęcie to przeradzało się w coraz silniejszą pasję a następnie w pracę zawodową a dzięki zdobytemu doświadczeniu, dokumentowanie tej tradycji wśród wielu innych w naszym regionie, stało się wręcz corocznym obowiązkiem.
Od momentu całkowitego poświęcenia się dokumentowaniu tradycji minęło już 16 lat. Przez ten czas miałem możliwość tylko i wyłącznie bycia obserwatorem. Na początku nie wszystkie osoby uczestniczące w przygotowaniach czy w układaniu kwietnych chodników nie były zadowolone z faktu, że ktoś co roku utrwala ich na fotografiach. Jednak z biegiem czasu moja obecność stała się zupełnie naturalna a dystans oraz relacje z bohaterami tych wydarzeń stały się zupełnie luźne. Mam możliwość bycia blisko tych osób, które pozwalają mi wejść na ich podwórka, do ich domów gdzie przygotowują bukiety kwiatów, ozdoby, dekoracje. Od kilku lat ważnym dla mnie elementem tradycji, który również staram się pokazywać są przygotowania. To ta część pracy ludzi, która dla większości jest niewidoczna. To właśnie dzięki możliwości fotografowania tej tradycji poznałem istotną wartość tych kilku dni poprzedzających uroczystość Bożego Ciała. Przez zaledwie kilka lat dokumentowania etapu przygotowań uznałem, że jest to tak niezwykle bogaty w różne czynności proces, że konieczne jest poświęcenie mu znacznie więcej czasu. Podobnie jest w przygotowaniami w dniu Bożego Ciała, czyli etap od momentu wyjścia mieszkańców na ulice wsi aż do momentu ułożenia kwietnego dywanu. Jest to czas, w którym udział biorą praktycznie wyłącznie osoby będą zaangażowane w tradycję. Dopiero czas wyjścia procesji na ulice gromadzi także pozostałych mieszkańców oraz osoby przyjezdne. To bardzo duża część uczestników, którzy nie widzą mozołu pracy wykonanej wcześniej.